Obudziłam się w świetnym humorze. Dopiero po paru minutach uświadomiłam sobie, co było tego przyczyną - leżałam wygonie w łóżku w domu TW, a za ścianą leżał człowiek, którego kochałam i ceniłam ponad wszystko. Uśmiechnęłam się do siebie. Dni bez niego... Były prawdziwym koszmarem. Znajdowanie się z dala od niego i nie odczuwanie cierpienia było rzeczą niewykonalną. Przynajmniej dla mnie. Wyczołgałam się spod ciepłej pierzyny i popędziłem do łazienki, gdzie wzięłam poranny prysznic, uczesałam włosy w wysokiego koka, podkreślilam oczy maskarą i kredką. Po zaścieleniu łóżka udałam się na dół. Bylo jeszcze bardzo wcześnie, dlatego nie spodziewałam się nikogo o tej porze na nogach.
- Tak wcześnie? - spytałam Jay'a, stając na palcach, aby pocałować do na przywitanie w policzek. Loczek robił sobie kanapki w kuchni.
- Jakoś nie mogłem spać - wyznał, smiejąc się - Może chcesz jedną? - wyciągnął w moją stronę talerz z jedzeniem. Wzięłam jedną z sałatą.
- Dzięki - pogłaskałam do po ręce i zaczęłam zajadać ze smakiem podane mi danie. Chłopak usiadł na przeciwko mnie. Na sobie miał tylko niebieskie szorty w kwiaty. Jedlismy w milczeniu, przyglądając się sobie i wymieniając uśmiechy. Dostałam od McGuiness'a jeszcze dwie kanapki, a w zamian zrobiłam nam herbaty. Przebywanie z Jay'em było na tyle dobre, że mogliśmy milczeć godzinami i żadne z nas nie czuło choćby odrobiny skrępowania. Inaczej czułam się będąc z Nathanem. Albo on był skrępowany, albo ja.
- Pyyyyyyyyyyyyszna ta herbata - Jay się do mnie uśmiechnął. Podeszłam do niego, potargałam mu włosy i pocałowalam w głowę.
- Kanapki też były pyszne - wyznałam szczerze.
- Chciałabyś może wybrać się ze mną na zakupy? - spytał mnie po chwili.
- Ale ty serio mówisz?
- Jak najbardziej! - wyszczerzył się.
- A gdzie mielibysmy pojechać?
- Sam nie wiem... Chcialbym kupić coś na urodziny siostrze, ale pojęcia nie mam co... Mialem nadzieję, że mi pomożesz - uśmiechnął się.
- Zrobię co się da - odpowiedziałam , sprzątajac ze stołu.
- Cieszę się bardzo, bardzo - cmoknął mnie w policzek i pognał na górę niczym 7- letnie, pełne energii dziecko. Jeszcze długo po jego odejściu usmiechałam się sama do siebie. Ten facet miał niezwykły dar - potrafił zarazić ludzi swobodą i chęcią do życia. Czułam się przy nim prawie tak samo dobrze , jak przy Tomie. Zanim jeszcze skonczyłam zmywać usłyszałam kroki. W pierwszej chwili pomyślalam, że to Loczek chce mnie nastraszyć, ale juz po chwili moim oczom ukazał się... Nathan! Byłam zdziwiona jego widokiem o tak wczesnej porze i ... w tak eleganckim ubraniu. Chłopak mial ułożone włosy i trzymał cos w dłoni. Najwyraźniej gdzieś się wybierał. Na mój widok kompletnie zaniemówil. Chyba chcial się wyrwać niezauważony...
- Cześć - wykrztusiłam w końcu, udając, że wcale się nie zdziwiłam jego wyglądem tutaj o tak wczesnej porze. Sykes wyjąkał jakby nieśmiałe "Hej" i zawrócił. Pojawił się po chwili tuż obok mnie.
- Nikomu nie powiesz? - spytal cicho. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że był smutny. Pokiwałam głową. Odetchnął z ulgą, uśmiechnął się lekko i wyszedł. Wyglądał tak, jakby szedł na randkę... Skonczyłam zmywać. Usiadłam przy stole, wpatrując się w przestrzeń za oknem. Z niewiadomego powodu zrobiło mi się smutno. Może dlatego, że zazdrościłam Nathanowi. Zakochany... Zakochany szczęśliwie. Ech... Jaka szkoda, że mnie nigdy to nie spotka... Wstałam. Koniec użalania się nad sobą, czas ruszać do szkoły. Miałam jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, ale nie chciało mi się siedzieć bezczynnie w domu. Ubrałam więc buty i kurtkę i wzięłam plecak z góry. Słysząc, że Jay bierze prysznic, zostawilam mu tylko kartkę, że wyszłam i wrócę po południu na obiad. Na dworze było zimno i wilgotno, jednym słowem nic nowego. Dobrze, że w szkole znalazłam się szybko, dzieki czemu nie musiałam marznąć. Kiedy tam dotarłam bez wahania udałam się do biblioteki - jedynego miejsca, w którym czułam się swobodnie. Usiadłam na swoim stałym miejscu - przy największym biurku i przy największym z okien. Widok z niego rozciągał się prawie na caly Londyn. Wyłożyłam zeszyty na blat stolu z chęcią nauczenia się czegoś. Szybko moje plany zostały jednak wywrócone do góry nogami, kiedy poczułam, że jestem obserwowana. Obserwowana. Tak, tego uczucia nie można pomylić z żadnym innym. Delikatnie podniosłam głowę i zobaczyłam chłopaka. Siedział z "Hamletem" na kolanach i bez żadnego skrępowania, wpatrywał się we mnie. Szatyn z włosami w nieładzie o zielonych oczach. Widywałam go już wcześniej, zawsze w tym samym miejscu. Zadzwonil dzwonek. Niechętnie wstałam, zabierając swoje rzeczy z biurka. Chłopak tez wstał. Chcą uniknąć 'spotkania' postanowiłam wyjść tylnim wyjściem, rzadziej używanym, niż to główne. Nie chcialam z nim rozmawiać, przynajmniej nie teraz. Po szkole, będąc juz przy domu The Wanted, zaczęłam szukać swoich kluczy. Znalazłam je po chwili, weszłam do środka, przebrałam się, przekąsiłam coś i poszłam do siebie na górę. Niedługo po tym usłyszałam głosy na dole. "Już są", pomyślałam schodząc na dół. Zobaczyłam tylko Nath'a rozmawiającego przez telefon. Stał odwrócony do mnie tyłem i wpatrując się w szybę, prowadził z kims żywą rozmowę. Nie miałam zamiaru mu przeszkadzać, zważywszy na to, że ja i BabyNath to nie za dobre dopasowanie, jesli chodzi o rozmówców. Cicho się wycofując, zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadlam na fotelu, czekając na moment, w którym mogłabym zejść. Chcąc czy nie, przysłuchiwałam się rozmowie Sykes'a. Był jakiś rozbudzony i podekscytowany. Często się śmiał. Zaczęłam podejrzewać, że rozmawia z długonogą, opaloną i niebieskooką blondynką o uroczym usmiechu. I znów zaczeło mi się robić nad wyraz smutno. Odczekałam chwilke po tym jak chłopak skonczył rozmowę i zeszłam na dół.
- Cześć Nathy! - powiedziałam wesoło na jego widok. Oczy zrobiły mu się duże jak spodki.
- Hej Kath. Nie wiedziałem, że już ktoś jest w domu - powiedział, wciąż patrząc na mnie ze zdziwieniem i przerażeniem.
- A co zaprosiłeś kogoś ? - zażartowałam. Sykes byl poważny.
- Właściwie to nie...
- W porządku - przerwałam mu - Możesz ją tu przyprowadzić, będę siedziała grzecznie zamknięta w swoim pokoju - Nathan na początku się usmiechnął, po czym oniemiał na nowo.
- Skąd pomysł, że to ONA? - przełknęłam głośno ślinę. Ten to potrafil zadawać pytania.
- No wiesz... Nie trudno się domyślić, że chcesz być na osobności z dziewczyną a nie z jednym ze swoich kolegów... - Nath westchnął i przygryzł wargi.
- Cholera - wyrwało się z jego ust. Chyba nie spodziewal się, że "to" się wyda. Chłopak chciał ruszyć najprawdopodobniej w stronę swojego pokoju, ale szybko go zatrzymalam.
- Nath...
- Co takiego?
- Dlaczego nic chcesz, żeby ktoś o niej wiedział? - spytałam cicho, z obawy przed gniewem chłopaka. Najmłodszy członek zespołu przygladał mi się chwilę w milczeniu. Szczerze mówiąc, straciłam już całkowicie nadzieję, że mi odpowie. Ale on niespodziewanie się odezwał.
- Ja właściwie... Sam tego nie wiem. Może nie chcę zapeszać. Chłopaki są dla mnie jak bracia, ale ... Jakos głupio mi powiedzieć im, że mam kogoś na oku. Powiem im... Kiedy to będzie już cos poważniejszego - spojrzał na mnie w oczekiwaniu.
- Ok, rozumiem - chciałam ruszyć w stronę kuchni, ale Sykes złapal mnie za łokieć.
- Kath...
- Wiem Nathy - wyręczyłam go - Nie powiem nikomu ani słowa.
- Dziekuję - uśmiechnął się szczerze, a potem lekko skrępowany pocałował mnie w policzek. Potem pognał na górę. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że chlopak odczul ulgę po tym , jak dowiedzial się, że ja też wiem. Kiedy wreszcie nie musiał udawać... Uśmiechając się do siebie, ruszyłam wolno w kierunku salonu. Położyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Wpatrywałam się bezmyślnie w jego ekran, całą sobą czując, że wydarzy się coś niezwykłego. Od razu pomyślałam o Tomie... Ktoś z hukiem otworzył, a potem zamknął drzwi.
- No serio, mówię Ci, stary. Takiej laski nie widziałem już dawno - Jay komuś oznajmiał. Wyłączyłam telewizor i wyszłam im na przywitanie. Kolegą Jay'a okazał się Seev.
- Cześć przystojniaczki - przywitałam ich. Seev podszedł, przytulił mnie i naśladując Tom'a, nazwał mnie "kruszynką". Przez pewien czas wisiałam mu na szyi, kiedy się wyprostował. Potem podszedł do mnie Loczek, który "już" się rozebrał.
- No siemka uroczy kic-kicu - przytulił mnie, żywo targając mi grzywkę.
- Spadaj macioro - uderzyłam go, na co zaczął się śmiać i układac buty.
- Jest ktoś prócz Ciebie? - spytał mnie Seev, przeczesując palcami, swoje kruczoczarne włosy.
- Nathy jest na górze. A poza tym, jak zwykle, jestem sama - odpowiedziałam, udając się za chłopcami do kuchni. Pierwsze co zrobili... Oczywiście zajrzeli do lodówki. Siva troche ponarzekał, że jak zwykle nie ma w tym domu nic do jedzenia, że on nie wie, kto tyle je, że nigdy nic nie ma itp., itd. Potem postanowił, że zadzwoni do Nareeshy, żeby cos kupiła. Natomiast Jay zaproponował, że najlepszym rozwiązaniem będzie zamówienie pizzy.
- Znowu pizza? - skomentowałam - Jay, przecież ty bez przerwy jesz to samo!
- Bo lubię, to jem - wyszczerzył się. Tymczasem Kaneswaran bez przerwy zamykal i otwierał lodówkę - Nie wiem czy wiesz, Seev - zaczął Jay - Ale od tego zaglądania do lodówki, nic nie przybędzie - zaczęłam się z nich śmiać, a McGuiness puścił mi oczko.
- Sam bym na to nie wpadł - Seev.
- Wiem. Dlatego Ci to powiedziałem - Jay.
- Liczyłem raczej na to, że uda mi się wpaść na jakiś pomysł dotyczący obiadu - westchnął mulat, a po chwili zaburczało mu w brzuchu.
- No dobra, odsuń się - powiedziałam mijając irlandczyka i zaglądając do lodówki - Zobaczę co się da zrobić z tego co mamy.
- Widzisz, Jay? Nie ma to jak kobieta w domu. Ty sobie lepiej jak najszybciej kogoś znajdź - skomentował pan S, śmiejąc się.
- Nikogo nie potrzebuję, bo mam Ciebie - Jay przesłał całusa do Kaneswarana, na co ten odpowiedział, że "umiera".
- Mogę zrobić naleśniki - powiedziałam , kiedy już skonczyli się przekomarzać. Chętnie się zgodzili i wszyscy razem zabralismy się do pracy ( PODKREŚLAM NAWET JAY! ). Poszło nam bardzo szybko. Siva poszedł do góry po Nathan'a i w czwórkę zjedliśmy nasze kuchenne arcydzieło. Pod koniec dołączyła do nas również Neri.
- Padam - oznajmił Sykes, kiedy wszystko zostało już zjedzone.
- Ja też - powiedział Siva, przeciągając się, a potem obejmując Nar, która przytuliła się do jego boku - Mógłbym teraz już nic nie robić.
- Przecież nie musisz już dzisiaj nic robić - powiedziała słodko Nareesha.
- Też z tego skorzystam i zaraz idę oglądać TV - Jay zaczął sprzątać talerze. Dołączyliśmy do niego i kiedy wszystko było już prawie czyste, do domu wbiegł zdyszany Max.
- O matko - wydyszał i padł na pierwsze wolne krzesło.
- A tobie co? - spytał go Nathan.
- Uciekałem przed... - zaczął Max.
- ... przed psem! - dokonczył Jayowaty. Spojrzelismy na niego zdziwieni, na co zrobił dziwną minę - Tylko tak zgaduję...
- ... przed paparazzi - dokonczył George. Podałam mu szklankę wody z lodem - Dzięki, Kath - uśmiechnąl się do mnie.
- Ktoś wie o której wrócą Kelsey z Tomem? - spytałam.
- A właśnie! Przez to wszystko bym zapomniał! - George popił łyk wody i zaczął iść za nami do salonu - Dzwonił do mnie Tom i kazal wam przekazać, żebyśmy wszyscy siedzieli dzisiaj w domu - Jay prychnął - Ma nam coś ważnego do przekazania - "Wiedziałam", pomyslałam sobie. "Wiedziałam, że wydarzy się coś niezwykłego". Aż do przybycia Tom'a wszyscy razem siedzieliśmy w salonie. Oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy. Jednak najwięcej zabawy przyniosło nam śpiewanie. A mianowicie śpiewaliśmy piosenki TW głosami smerfów. Każdy spiewał partię, która do niego należała, ja do stałam "w spadku", jak to okreslił Max, partię Tom'a, natomiast Neri nie chciala spiewać, bo stwierdziła, że woli się z nas ponabijać. Najśmiejszniej było, kiedy śpiewaliśmy "Chasing The Sun". Seev odpadl juz po pierwszej zwrotce i zwijał się ze śmiechu. A kiedy dotarliśmy do "Mad Man" zaczęlismy jeszcze tańczyć. Tak się smiałam, że po krótkim czasie zaczął mnie boleć brzuch i prawie całkowicie zapomniałam o ważnej wiadomości od Parkera. Kiedy już się uspokoilismy i siedzielismy grzecznie na kanapie, uslyszeliśmy, że drzwi wejściowe się otwierają, a do domu wpadają dwie roześmiane i zadyszane postacie. Po chwili stanęli przed nami. Tom, jak zwykle w świetnym humorze, trzymał za rękę Kelsey . Dziewczyna wygladała pięknie - jej długie blond włosy były potargane przez wiatr, na policzkach miała czerwone rumieńce i bez przerwy się usmiechała. Głównie do ukochanego.
- Nareszcie jesteście! - bardzo miło, przywitał ich Seev.
- Nareszcie? Przecież jest dopiero po czwartej! Wyrobilismy się bardzo szyyybko... - spojrzał na Kels, a ona dźwięcznie się zaśmiała.
- Co to za ważna wiadomość, którą chcieliście nam przekazać? - spytał Max. To, że był tego cholernie ciekawy, było wręcz wypisane na jego twarzy. Zakochani spojrzeli na siebie, po czym zaczeli się śmiać. Poczułam motylki w brzuchu i to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy widziałam ich obok siebie - zupełnie jakbym robiła coś złego.
- Kto im powie? -spytała podekscytowana Kels.
- No dalej ludzie! Nie mam zamiaru siedzieć tu przez wieczność - pogonił ich Seev.
- Nie pyskuj - Parker nawet na niego nie spojrzał, po czym szepnął do Kelsey - Zrobimy to razem.
- No więc Tom i ja... - zaczęła Hardwick po chwili, zagryzła wargi i spojrzała na bruneta.
- My... Pobieramy się - powiedział chłopak, patrząc na nas. Kelsey podniosla dłon i pokazała srebrny pierścionek z brylantem. To co działo się potem... Słyszałam tylko dziki krzyk szczęścia Neri, gratulacje, usmiechy... Ja nie byłam w stanie się ruszyć, ani nawet nic wyjąkać, sparaliżowana tym, czego bałam się najbardziej... Pobierają się. Moje serce umierało, a ja mogłam się temu tylko bezsilnie przygladać... Nagle wszystko ucichło. Ja wciąż wpatrywałam się z przerażeniem i niedowierzaniem w podłogę. Poczułam lekkie trącenie za kolano. Podniosłam głowę. To byl Tom, natomiast cala reszta tez mi się przyglądała.
- Kath... - zaczął - Wszystko w porządku? - spojrzałam na niego. Tak bardzo chcialo mi się płakać.
- Ttttttak - wyjąkałam - Tylko własnie sobie przypomniałam... Że zostawiłam swój portfel w bibliotece.
Wracając ze szkoły płakałam jak bóbr. Oczywiście, że żadnego portfela w żadnej bibliotece tak naprawdę wcale nie było. Musiałam improwizować, byle tylko jak najszybciej się stamtąd wyrwać. Do szkoły poszłam tylko po to, żeby mi uwierzyli. Wracając, wybrałam dłuższą drogę. Uniknęłam dzięki temu widoku domu The Wanted i mogłam się w spokoju wypłakać. Lało jak cholera. To dobrze - deszcz maskował mój smutek. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam pięć nieodebranych połączeń od Tom'a. Martwił się. w końcu wyleciałam z domu tak nagle... Ciągle łkając, trzęsącymi się dłońmi, zaczęłam pisac do niego wiadomość. Nie wrócę już tam dzisiaj, niech myślą, że wszystko jest OK. "Zatwierdź", "Wyślij".
"Wszystko jest w porządku. Na całe szczęście znalazłam
portfel z calą zawartością tam, gdzie go zostawiłam, więc
nie będzie problemów. A tak w ogóle to ... Wszystkiego
Najlepszego."
_______________________________
Oto i jest drugi rozdział :) Mam nadzieję, że się podoba, bo bardzo dużo poświęciłam, żeby go napisać.
Moja edukacja leży a ja piszę! xD
Dziekuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że przy tym rozdziale będzie ich równie dużo ( a może i więcej! ;] ) . Trzymajcie się misiaczki :***
Dziękuję Wam za wsparcie! <3
"Bo jazda nie pomoże
Latanie nie pomoże
Zaprzeczanie nie pomoże
Płakanie nie zagłuszy tego
Co powiedziałeś..."
~ The Wanted "All Time Low"
Hey, everybody's got a dream so what do you say, are we making history? ♥
niedziela, 15 września 2013
niedziela, 1 września 2013
Rozdział 1 ~ "Bardziej niż myślisz" ♥
Był koniec listopada. Z drzew całkowicie już zniknęły kolorowe liście. Zimny wiatr dął ze wszystkich stron,a deszcz, którego w Londynie nigdy za wiele, skutecznie uniemożliwiał nawet najbardziej wytrwałym spokojny spacer do domu. W tamtym momencie doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Byłam zziębnięta i cała przemoczona. I zła. Bardzo, a to bardzo. Po pierwsze dlatego, że zbliżały się święta i to dużymi krokami, po drugie, bo miałam spędzić całe dwa dni sama z powodu wyjazdu mamy do Dublinu, a po trzecie dlatego, że wpadłam na ten genialny pomysł, którego nieprzyjemne skutki odczuwałam właśnie teraz - nie było na mnie suchej nitki. Zachciało mi się iść na dłuższy spacer. Teraz byłam mokra, zmęczona i potwornie głodna. Szybkim krokiem podążyłam w stronę domu, choć prawda była taka, że nie do swojego domu zmierzałam. Będąc już koło mieszkania Parkera i jego kumpli odwrócilam głowę w stronę okna kuchennego. Tom juz czekał. Dokładnie wiedział kiedy zaczynam i kończę lekcje. Uśmiechnął się do mnie z okna i zrobił wielkie oczy, kiedy dokładnej mi się przyjrzał. Pokiwał głową z dezaprobatą, mając na ustach delikatny, figlarny uśmiech, który tak uwielbiałam. Potem dał mi znak dłonią, abym "weszła do środka". Zanim dotarlam do drzwi stanął w ich progu.
- Matko i córko... - zaczął, robiąc dziwną minę.
- Nawet nie zaczynaj - wyminęłam chłopaka, wchodząc do środka. Tom zamknął drzwi.
- Gdzieś ty się tak urządziła? - spytał, zdejmując ze mnie lekką kurtkę, którą miałam na sobie. Oczywiście - całą mokrą od deszczu.
- Na dworze, geniuszu - potargałam mu wlosy i zaczęłam zdejmować buty. W tym samym czasie wokół mnie zaczęła sie formować olbrzymia kałuża.
- Tak się urządzić.. Dobra, dobra już nic nie mówię - uniósł dłonie w obronnym geście na widok mojej miny - Tylko boję sie, że możesz mi się rozchorować... Sykes!
- Hymmm...? - spytał z kuchni najmłodszy członek zespołu.
- Cześć Nathan! - odkrzyknęłam z przedpokoju.
- Potrzebna gorąca herbata, najlepiej z miodem i cytryną - powiedział mój przyjaciel biorąc mnie na ręce.
- Tom! Co ty robisz?! - spytałam, zdziwiona jego zachowaniem.
- Przecież nie pozwolę, żebys mi cały dom zalała - uśmiechnał się, ukazując przy tym zęby.
- Ale... Ja cie pomoczę! - wydarłam się.
- Nie przejmuj się, kruszynko. Mam jeszcze pare ubrań na zmianę - puścił mi oczko i zaczął wchodzić, ze mną po schodach. Gdyby nie to, że było mi tak potwornie zimno, pomyślałabym, że jestem w raju. Bliskość Toma... sprawiała, że czułam się cudownie dziwnie. Moglabym mieszkać w jego ramionach. Parker zaniósł mnie do łazienki.
- Zaraz przyniosę Ci jakieś suche ubrania. A ty lepiej weź gorący prysznic. Będę o ciebie spokojniejszy... Sykes robisz ty tą herbatę?! - mrugnął do mnie wycofując się z łazienki.
- No przecież robię! - usłyszałam z dołu urażony głos Nathana. Zaśmiałam się cicho. Tom tymczasem przyniósł mi już suche ubrania, dał mi soczystego całusa w policzek i wyszedł. Kiedy wyszedł wskoczylam pod prysznic, a po paru minutach zaczęłam się ubierać. Ale zaraz... Co ten wariat mi przyniósł?! Bielizna bez wątpienia była moja... Ale reszta? Spodnie należały najprawdopodobniej do Neri, koszulka chyba do Max'a, a bluza... do Nathana. Parker przyniósł mi tez swoje biale Conversy. Ubrana w tę śmieszna mieszankę, zeszłam do kuchni. Dostałam tam herbaty i z niecierpliwością czekałam na obiad. Panowała taka cisza... Która kiedyś musiała się skonczyć.
- Jak ja Cię dorwę żartownisiu... - usłyszałam glos Seeva i rozbawiony krzyk Jaya. Wpadli jak strzała do kuchni, wrzeszcząc na siebie bez końca.
- Za cicho było - stwierdziłam, przełykając kolejny łyk słodkiej herbaty. Nath był prawdziwym mistrzem w jej parzeniu. Nareesha, Tom i Max zajmowali sie nakrywaniem do stołu, a Nathan chyba pisal coś na twitterze, sądząc po tym z jakim skupieniem wpatrywał się w swój telefon, Kels miała wrócić dopiero wieczorem, a ci dwaj idioci ganiali się w tę i z powrotem.
- O co poszło tym razem? - spytał ich Max, próbując zamaskować swoje zaciekawienie. Jay znow tylko zaczął się dziko śmiać, a seev bez slowa odwrócil się do nas plecami. Naszym oczom ukazala się ... plama z czerwonej galaretki.
- Podstawił mi to jak siadałem - poskarżył się ze śmiechem.
- Przyznaję Jay - zaczął Tom - Że sobie świetnie to wykombinowałeś - Jay podszedł do niego, wycierając łzy ze śmiechu.
- Dzięki Tom. Twoje wsparcie jest dla mnie bardzo ważne - uderzył Parkera w głowę i zajął swoje stałe miejsce z mojej lewej strony. Jako wegetarianie siedzieliśmy zawsze najbliżej wszelkich warzyw i sałatek. Z mojej prawej strony natomiast zawsze siedział spokojny Sykes. Teraz tez się nie odzywał.
- Pójdę się przebrać - powiedzial mulat, wytknął język loczkowi i pognał na górę. Zaczęliśmy siadać do stołu. Na szczęście Kaneswaran szybko do nas dołączył, dzieki czemu mogliśmy zabrac się za jedzenie.
- Elizabeth w pracy? - spytał mnie podczas obiadu Tom. Mówił oczywiście o mojej matce. Ona go uwielbiała. Chyba z wzajemnością.
- Tak. W Dublinie. Wraca w niedzielę - odpowiedziałam mu przełykając kęs sałatki Maxa - Naprawdę wspaniale ci to wyszło - zwróciłam się do George'a. Uśmiechnął się, zbyt zajety jedzeniem by mi odpowiedzieć.
- Rozumiem, że zgodzisz się zostać na noc? - kontynuował przesłuchanie mój ukochany.
- Nie chciałabym robić klopotu... Przecież trzy dni temu wróciliście z trasy. Na pewno jesteście wykończeni i macie dużo pracy... - zaczęłam. Mówilam prawdę. Wcale nie chcialam im się narzucać. Kels tez pewnie wolałby nacieszyc się Tomem na osobności...Odchrząchnęłam.
- Jak na moje możesz zostać - powiedział McGuiness szczerząc się. Wiedziałam, że w głowie ma jeden ze swoich genialnych pomysłów - Mogłabyś mi pomóc przy wypakowywaniu.
- Dzięki, Jay. Dobrze wiedzieć, ze jestem przez ciebie traktowana jako tania siła robocza - powiedziałam.
- Zapłacę Ci! - powiedział niemalże natychmiast. Nawet Sykes się ożywił po tym zeznaniu.
- Serio?
- No wiesz.. Łóżko mam chwilowo wolne...
- To ja już wolę harować za darmo- przerwalam mu szybko. Wszyscy wybuchli smiechem.
- Oj Jay... Cos czuję, że twoje życie seksualne powoli sie sypie... - zaczął Seev przy ogólnej uciesze widowni.
- No helloł! Ja już o twoim nie wspomnę! - zrewanżował się Jay. Nar spojrzała na niego z udawanym oburzeniem.
- Świnia! - powiedziała śmiejąc się. Czy posiłki tutaj zawsze tak wygladają? No cóż... Bywało gorzej. Dokończyliśmy obiad, Jay dostal jednogłośnie karnego jeżyka ( co oznaczało, że musiał posprzątać po obiedzie ) , Max poszedł pooglądać TV, Nath zaszył sie w swoim pokoju, Seev i Nar gdzies się wymknęli, a Tom poszedł ze mną do "mojego pokoju". Kiedy już dotarliśmy na górę, Tom usiadł na łóżku. Bez zastanowienia zrobiłam to samo.
- Jak było w trasie? - spytałam, padając plecami na miękki koc. Po chwili chłopak zrobił to samo.
- Miło. Poznalismy kilka nowych osób, szaleliśmy na imprezach. Na koncerty przychodziło dużo ludzi, zresztą mówiłem ci przez telefon. Gdyby nie to, że czuje sie wykonczony, to móglbym jeździć w trasę przez 365 dni w roku - usmiechnął się. Wyglądał cudownie. Nie widziałam go prawie miesiąc podczas ich trasy po USA. Zobaczyliśmy sie dopiero przedwczoraj. Znow mu sie przjrzałam. Było tak, jakby z każdym dniem był coraz piękniejszy - A co u ciebie? Jak sobie radziłaś, kiedy mnie nie było?
-Przecież wiesz, że nigdy sobie nie radzę, kiedy ciebie nie ma. W szkole... Ech. Nic ciekawego. Zresztą w nowej klasie nie znalazłam nikogo, z kim umiałabym się dogadać. Tak jak w tej poprzedniej. Tom... Dlaczego ja muszę byc taka beznadziejna? - westchnęłam.
- To nie ty jestes beznadziejna, tylko Ci wszyscy ludzie którzy Cię otaczają - pocieszył mnie - Trzeba być głupim, żeby nie docenić takiego niepozornego brylantu - lekko sie uśmiechnęłam - Tęskniłem - powiedział. Serce zabiło mi szybciej. Czy on to robił celowo? Czy celowo doprowadzał mnie do takiego stanu? Poczułam piekący żar w moim brzuchu - A ty? - spytał. Miałam ochote rzucic się na niego, wpić się w jego cudowne usta, obsypać pocałunkami cale jego idealne ciało i wykrzyczeć, że tęskniłam bardziej niż mógl się tego spodziewać, że umierałam bez widoku jego boskiej twarzy, że każdy dzień był cholerną męką, aż do tego dnia w którym ponownie się zjawił. Miałam ochotę, ale oczywiście tego nie zrobiłam. Powiedziałam tylko cicho "Bardzo tęskniłam" i dodałam w myślach "Bardziej niż myślisz".
Podniosłam się z łóżka i usiadłam. Poczułam jak łzy z niewiadomego powodu napływają mi do oczu. Ja jedna wiedziałam jak bardzo chciałam je teraz ukryć. Próbowałam jakoś się ich pozbyć... Ale nie bardzo wiedzialam jak. Tom, który wciąż jeszcze leżał na łóżku złapal mnie za rękę. Zamarłam. Chyba to wyczuł, bo natychmiast się podniósł i obrucił moją twarz w swoim kierunku.
- Ty płaczesz? - spytał łagodnie, powoli zabierając rece z moich policzków. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- To ze szczęścia - zasmiałam się dźwięcznie. Uwierzył.
- Kath... - przytulił mnie. To sprawiło, że znowu zaczęłam płakać.
- Dobrze, że już jesteś -wydukalam, przytulając się do niego najmocniej jak się dało. Trwalismy chwile w takim uścisku, aż do chwili, kiedy Parker odsunął sie ode mnie na pewną odległość, po czym cmoknął mnie w czoło.
- I moge ci obiecać, że w najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram - powiedział, znowu mnie przytulając.
________________________________________________
CISZA PRZED BURZĄ ... Tym, tym, tym... :D
W najbliższym rozdziale będzie się trochę działo...
Dobra nie przedłużam. Do następnego :**
Aha i jeszcze jedno. Już niedługo zaczyna sie szkoła i dla wszystkich, którzy tego nie chcą mam pewne przesłanie, które mi osobiście pomaga :) Przypomnijcie je sobie, kiedy juz na nic nie bedziecie miały siły :) Kocham Was <3
- Matko i córko... - zaczął, robiąc dziwną minę.
- Nawet nie zaczynaj - wyminęłam chłopaka, wchodząc do środka. Tom zamknął drzwi.
- Gdzieś ty się tak urządziła? - spytał, zdejmując ze mnie lekką kurtkę, którą miałam na sobie. Oczywiście - całą mokrą od deszczu.
- Na dworze, geniuszu - potargałam mu wlosy i zaczęłam zdejmować buty. W tym samym czasie wokół mnie zaczęła sie formować olbrzymia kałuża.
- Tak się urządzić.. Dobra, dobra już nic nie mówię - uniósł dłonie w obronnym geście na widok mojej miny - Tylko boję sie, że możesz mi się rozchorować... Sykes!
- Hymmm...? - spytał z kuchni najmłodszy członek zespołu.
- Cześć Nathan! - odkrzyknęłam z przedpokoju.
- Potrzebna gorąca herbata, najlepiej z miodem i cytryną - powiedział mój przyjaciel biorąc mnie na ręce.
- Tom! Co ty robisz?! - spytałam, zdziwiona jego zachowaniem.
- Przecież nie pozwolę, żebys mi cały dom zalała - uśmiechnał się, ukazując przy tym zęby.
- Ale... Ja cie pomoczę! - wydarłam się.
- Nie przejmuj się, kruszynko. Mam jeszcze pare ubrań na zmianę - puścił mi oczko i zaczął wchodzić, ze mną po schodach. Gdyby nie to, że było mi tak potwornie zimno, pomyślałabym, że jestem w raju. Bliskość Toma... sprawiała, że czułam się cudownie dziwnie. Moglabym mieszkać w jego ramionach. Parker zaniósł mnie do łazienki.
- Zaraz przyniosę Ci jakieś suche ubrania. A ty lepiej weź gorący prysznic. Będę o ciebie spokojniejszy... Sykes robisz ty tą herbatę?! - mrugnął do mnie wycofując się z łazienki.
- No przecież robię! - usłyszałam z dołu urażony głos Nathana. Zaśmiałam się cicho. Tom tymczasem przyniósł mi już suche ubrania, dał mi soczystego całusa w policzek i wyszedł. Kiedy wyszedł wskoczylam pod prysznic, a po paru minutach zaczęłam się ubierać. Ale zaraz... Co ten wariat mi przyniósł?! Bielizna bez wątpienia była moja... Ale reszta? Spodnie należały najprawdopodobniej do Neri, koszulka chyba do Max'a, a bluza... do Nathana. Parker przyniósł mi tez swoje biale Conversy. Ubrana w tę śmieszna mieszankę, zeszłam do kuchni. Dostałam tam herbaty i z niecierpliwością czekałam na obiad. Panowała taka cisza... Która kiedyś musiała się skonczyć.
- Jak ja Cię dorwę żartownisiu... - usłyszałam glos Seeva i rozbawiony krzyk Jaya. Wpadli jak strzała do kuchni, wrzeszcząc na siebie bez końca.
- Za cicho było - stwierdziłam, przełykając kolejny łyk słodkiej herbaty. Nath był prawdziwym mistrzem w jej parzeniu. Nareesha, Tom i Max zajmowali sie nakrywaniem do stołu, a Nathan chyba pisal coś na twitterze, sądząc po tym z jakim skupieniem wpatrywał się w swój telefon, Kels miała wrócić dopiero wieczorem, a ci dwaj idioci ganiali się w tę i z powrotem.
- O co poszło tym razem? - spytał ich Max, próbując zamaskować swoje zaciekawienie. Jay znow tylko zaczął się dziko śmiać, a seev bez slowa odwrócil się do nas plecami. Naszym oczom ukazala się ... plama z czerwonej galaretki.
- Podstawił mi to jak siadałem - poskarżył się ze śmiechem.
- Przyznaję Jay - zaczął Tom - Że sobie świetnie to wykombinowałeś - Jay podszedł do niego, wycierając łzy ze śmiechu.
- Dzięki Tom. Twoje wsparcie jest dla mnie bardzo ważne - uderzył Parkera w głowę i zajął swoje stałe miejsce z mojej lewej strony. Jako wegetarianie siedzieliśmy zawsze najbliżej wszelkich warzyw i sałatek. Z mojej prawej strony natomiast zawsze siedział spokojny Sykes. Teraz tez się nie odzywał.
- Pójdę się przebrać - powiedzial mulat, wytknął język loczkowi i pognał na górę. Zaczęliśmy siadać do stołu. Na szczęście Kaneswaran szybko do nas dołączył, dzieki czemu mogliśmy zabrac się za jedzenie.
- Elizabeth w pracy? - spytał mnie podczas obiadu Tom. Mówił oczywiście o mojej matce. Ona go uwielbiała. Chyba z wzajemnością.
- Tak. W Dublinie. Wraca w niedzielę - odpowiedziałam mu przełykając kęs sałatki Maxa - Naprawdę wspaniale ci to wyszło - zwróciłam się do George'a. Uśmiechnął się, zbyt zajety jedzeniem by mi odpowiedzieć.
- Rozumiem, że zgodzisz się zostać na noc? - kontynuował przesłuchanie mój ukochany.
- Nie chciałabym robić klopotu... Przecież trzy dni temu wróciliście z trasy. Na pewno jesteście wykończeni i macie dużo pracy... - zaczęłam. Mówilam prawdę. Wcale nie chcialam im się narzucać. Kels tez pewnie wolałby nacieszyc się Tomem na osobności...Odchrząchnęłam.
- Jak na moje możesz zostać - powiedział McGuiness szczerząc się. Wiedziałam, że w głowie ma jeden ze swoich genialnych pomysłów - Mogłabyś mi pomóc przy wypakowywaniu.
- Dzięki, Jay. Dobrze wiedzieć, ze jestem przez ciebie traktowana jako tania siła robocza - powiedziałam.
- Zapłacę Ci! - powiedział niemalże natychmiast. Nawet Sykes się ożywił po tym zeznaniu.
- Serio?
- No wiesz.. Łóżko mam chwilowo wolne...
- To ja już wolę harować za darmo- przerwalam mu szybko. Wszyscy wybuchli smiechem.
- Oj Jay... Cos czuję, że twoje życie seksualne powoli sie sypie... - zaczął Seev przy ogólnej uciesze widowni.
- No helloł! Ja już o twoim nie wspomnę! - zrewanżował się Jay. Nar spojrzała na niego z udawanym oburzeniem.
- Świnia! - powiedziała śmiejąc się. Czy posiłki tutaj zawsze tak wygladają? No cóż... Bywało gorzej. Dokończyliśmy obiad, Jay dostal jednogłośnie karnego jeżyka ( co oznaczało, że musiał posprzątać po obiedzie ) , Max poszedł pooglądać TV, Nath zaszył sie w swoim pokoju, Seev i Nar gdzies się wymknęli, a Tom poszedł ze mną do "mojego pokoju". Kiedy już dotarliśmy na górę, Tom usiadł na łóżku. Bez zastanowienia zrobiłam to samo.
- Jak było w trasie? - spytałam, padając plecami na miękki koc. Po chwili chłopak zrobił to samo.
- Miło. Poznalismy kilka nowych osób, szaleliśmy na imprezach. Na koncerty przychodziło dużo ludzi, zresztą mówiłem ci przez telefon. Gdyby nie to, że czuje sie wykonczony, to móglbym jeździć w trasę przez 365 dni w roku - usmiechnął się. Wyglądał cudownie. Nie widziałam go prawie miesiąc podczas ich trasy po USA. Zobaczyliśmy sie dopiero przedwczoraj. Znow mu sie przjrzałam. Było tak, jakby z każdym dniem był coraz piękniejszy - A co u ciebie? Jak sobie radziłaś, kiedy mnie nie było?
-Przecież wiesz, że nigdy sobie nie radzę, kiedy ciebie nie ma. W szkole... Ech. Nic ciekawego. Zresztą w nowej klasie nie znalazłam nikogo, z kim umiałabym się dogadać. Tak jak w tej poprzedniej. Tom... Dlaczego ja muszę byc taka beznadziejna? - westchnęłam.
- To nie ty jestes beznadziejna, tylko Ci wszyscy ludzie którzy Cię otaczają - pocieszył mnie - Trzeba być głupim, żeby nie docenić takiego niepozornego brylantu - lekko sie uśmiechnęłam - Tęskniłem - powiedział. Serce zabiło mi szybciej. Czy on to robił celowo? Czy celowo doprowadzał mnie do takiego stanu? Poczułam piekący żar w moim brzuchu - A ty? - spytał. Miałam ochote rzucic się na niego, wpić się w jego cudowne usta, obsypać pocałunkami cale jego idealne ciało i wykrzyczeć, że tęskniłam bardziej niż mógl się tego spodziewać, że umierałam bez widoku jego boskiej twarzy, że każdy dzień był cholerną męką, aż do tego dnia w którym ponownie się zjawił. Miałam ochotę, ale oczywiście tego nie zrobiłam. Powiedziałam tylko cicho "Bardzo tęskniłam" i dodałam w myślach "Bardziej niż myślisz".
Podniosłam się z łóżka i usiadłam. Poczułam jak łzy z niewiadomego powodu napływają mi do oczu. Ja jedna wiedziałam jak bardzo chciałam je teraz ukryć. Próbowałam jakoś się ich pozbyć... Ale nie bardzo wiedzialam jak. Tom, który wciąż jeszcze leżał na łóżku złapal mnie za rękę. Zamarłam. Chyba to wyczuł, bo natychmiast się podniósł i obrucił moją twarz w swoim kierunku.
- Ty płaczesz? - spytał łagodnie, powoli zabierając rece z moich policzków. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- To ze szczęścia - zasmiałam się dźwięcznie. Uwierzył.
- Kath... - przytulił mnie. To sprawiło, że znowu zaczęłam płakać.
- Dobrze, że już jesteś -wydukalam, przytulając się do niego najmocniej jak się dało. Trwalismy chwile w takim uścisku, aż do chwili, kiedy Parker odsunął sie ode mnie na pewną odległość, po czym cmoknął mnie w czoło.
- I moge ci obiecać, że w najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram - powiedział, znowu mnie przytulając.
________________________________________________
CISZA PRZED BURZĄ ... Tym, tym, tym... :D
W najbliższym rozdziale będzie się trochę działo...
Dobra nie przedłużam. Do następnego :**
Aha i jeszcze jedno. Już niedługo zaczyna sie szkoła i dla wszystkich, którzy tego nie chcą mam pewne przesłanie, które mi osobiście pomaga :) Przypomnijcie je sobie, kiedy juz na nic nie bedziecie miały siły :) Kocham Was <3
"Życzymy powodzenia wszystkim, którzy zaczęli naukę w tym tygodniu lub zaczną ją za tydzień, idźcie być znakomici, bo tacy jesteście!"
- By The Wanted ♥sobota, 17 sierpnia 2013
Prolog ♥
Minęło już tyle lat od tamtego dnia, a ja wciąż pamiętam go dokładnie. Jakby wcale nie minął, ale ciągnął się dalej. Jakbyśmy wciąż byli tymi samymi dziećmi, które poznały się na piaskownicy. Siedziałam wtedy ze stopami w ciepłym piasku, bawiłam się nową zabawką, prawdziwym wypasem jeszcze wtedy, nucąc pod nosem jakąś smutnawą melodię. Byłam sama, zawsze w pewien przedziwny sposób odstawałam od reszty dzieci. Trudno powiedzieć pod jakim względem - lubiłam to samo co moi rówieśnicy, ubierałam się w ten sam sposób. Byłam jak na 7-letnie dziecko całkiem normalna. Widocznie samotność była mi przypisana z góry. Tak więc, kontynuując moją opowieść, siedziałam cicho jak myszka całkowicie pochłonięta nową zabawką. I w pewnym momencie usłyszałam za sobą głośne chrząchnięcie. Odwracałam się powoli wiedząc, że odgłos dotyczył właśnie mnie. Spojrzałam oczami dużymi jak spodki, na chłopców, którzy stali za mną. Pewnie, że ich znałam. Każdy w szkole bał się tej 3-osobowej bandy 10-letnich osiłków.
- Co tam masz, maleńka? - spytał mnie największy z nich, kierując swój wzrok w stronę mojej lalki.
- Prezent od tatusia - powiedziałam przyciskając do siebie mówiące cudo.
- Od tatusia mówisz - zaśmiał się razem ze swoimi towarzyszami. Wciąż stałam bez ruchu, usilnie przyciskając do siebie lalkę, tak jakby mogłaby mi pomóc przezwyciężyć cały strach. "Pomóż mi", prosiłam w myślach.
- Szefie można by to rozebrać na części - przemówił tymczasem kolejny z chłopców, przygladając mi się. Bałam się. Tak strasznie się bałam. W najbliższej okolicy prawie nikogo nie było. Nie zdołalabym im tez uciec, bo złapaliby mnie z łatwością. Lalki też nie miałam zamiaru oddawać - jako dziecko, które widywało się z własnym ojcem raz do roku, traktowałam prezent od niego jak prawdziwy skarb.
- Hymmm... Oddaj lalkę - powiedział do mnie łagodnie, wyciagając ręce po zabawkę. Odsunęłam się od niego na kilka kroków.
- Nie - powiedziałam twardo i pokręciłam głową. Wszyscy trzej znowu przyjrzeli mi się z lekkim politowaniem. Nic dziwnego. Pewnie każdy na moim miejscy dałby in co chcą. Nie ja. Nie prezentu od tatusia.
- Lepiej zrób, o co Cię prosimy - załozył ręce na piersiach i kpiaco uniósł lewą brew. Pokręciłam głową.
- No to trudno - odrzekł na to szef bandy - Sami ją sobie weźmiemy... - uśmiechnął się zlowieszczo do swoich kolegów i wszyscy trzej zaczęli wolno sunąc w moim kierunku. Zamknęłam oczy, wciąż mocno przyciskając zabawkę trzęsącymi się, chudymi rączkami. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie bardzo bolało. I własnie wtedy usłyszałam jego głos.
- Ej! - krzyknął za moimi plecami - Ładnie to tak znęcać się nad słabszymi? A może spróbujecie ze mną, co? - stanął obok mojego lewego boku. Spojrzałam na niego wyciagając szyję ku górze. Był dosyć wysoki, szczupły. Miał krótkie czarne włosy, modnie przycięte. Na jego prawym ramieniu zwisał plecak. Widywałam go już wcześniej. Chodził do gimnazjum naprzeciwko podstawówki do ktorej uczęszczałam. Chyba był w ostatniej klasie. Zawsze przebywał sam. Na przerwach chodził do parku - gdzie usilnie nad czymś rozmyślał, słuchając śpiewu ptaków, ukrytych w konarach pobliskich drzew. Chyba był typem samotnika - podobnie jak ja. Chłopak wciąż dzielnie stał z mojej lewej strony. Dzieci, które przed chwilą próbowały mi wyrwać zabawkę, odsuwały się powoli, ze strachem w oczach. Nie zwracałam na nich już większej uwagi pochłonięta wlepianiem swoich piwno - zielonych oczu w chłopaka, który mnie uratował. W mojego bohatera.
- Nic Ci nie zrobili? - spytał mnie, gdy niebezpieczeństwo zniknęło, swoim lekko zachrypniętym głosem. Kiedy odwrócił twarz w moim kierunku, zauważyłam, że znajduje się na niej kilka blizn, które dodawały chłopakowi uroku. Prześwietlałam go od góry do dołu, aby mieć całkowitą pewność, że z jego strony też nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. I choć coś tam w środku podpowiadało mi że nie, to zasada którą wpoili mi rodzice, aby nie ufać absolutnie nikomu, jednak wzięła górę. Chłopak westchnął i usiadł na obręczy piaskownicy, zrzucając plecak z ramienia. Powoli przysunęłam się do niego, wciąż łapczywie chwytając swoimi mądrymi oczyma, widok jego orzechowych oczu. To właśnie po oczach poznawałam ludzi. Potrafiłam wszystko z nich wyczytać. Tym razem też mi się to udało. W jego oczach dostrzegłam energię i pogodę ducha, tłumioną przez smutek i zmartwienie. Zrobiło mi się go żal. Widział, że mu się przyglądał i tylko westchnął.
- Co mała, boisz się mnie? - spytał wlepiając oczy w swoje buty i rysując coś nogami w piasku.
- Nie! - pospieszyłam z odpowiedzią. Podniósł głowę. Chyba zdziwił się gwałtownością tego jednego słowa. Lekko uniósł prawy kącik ust w przyjaznym uśmiechu. I to sprawiło, że coś we mnie pękło - wszelkie obawy uleciały wysoko jak kolorowa bańka mydlana, która ma prawo istnienia przez kilka kruchych chwil, a potem bezpowrotnie rozpryskuje się na tysiące malutkich kropelek.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - znów obrzucił mnie pytaniem.
- Ja...Bo ty... Ładnie wyglądasz - wreszcie się uśmiechnęłam, ukazując szereg białych zębów. On też się zaśmiał - krótko, ale bardzo radośnie. Poczułam, że bardzo powoli, szczęście w tym chlopaku wypiera jego smutek.
- Ja? Chyba coś Ci się pomyliło, kruszyno. Ja nigdy nie wyglądam ładnie - uśmiechnął się jakby sam do siebie, znów zajmując się swoimi butami. Przytulając swoja lalkę, wciąż mu się przyglądałam. Było tak, jakby mnie nieświadomie zahipnotyzował. Obrócił twarz w moją stronę.
- Jak ci na imię?
- Kathryn - zarzuciłam do tyłu moje czarne loki, które uniemożliwiały mi kontakt wzrokowy z rozmówcą - A ty?
- Tom - odrzekł z uśmiechem.
- Ile masz lat? - chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej.
- Piętnaście. A ty siedem, prawda? - kiwnęłam głową. Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że jest czarodziejem - Może lepiej już chodź - powiedział, wstając i zakładając sobie plecak na lewe ramię - Pewnie twoi rodzice się martwią. Odprowadzę Cię - oczy mi się zaświeciły. Nie czułam się już tak samotna.
- Naprawdę?
- Co: naprawdę?
- Odprowadzisz mnie do domu? - uniosłam głowę, żeby lepiej do widzieć. Uśmiechnął się ukazując zęby.
- A pewnie, że tak!
Zaprzyjaźniliśmy się. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu - właściwie to do dzisiaj nie wiem dlaczego chciał go ze mną spędzać - był dla mnie jak starszy brat. Zajmował się mną, pomagał w nauce. Moi rodzice bardzo go polubili, mój tata zaraził go swoim hobby - geografią. Wtedy tez Tom postanowił, że będzie ją studiował. Kiedy miał szesnaście lat, nauczył się grać na gitarze. I to zupełnie sam! Byłam z niego bardzo dumna. Kiedy poszedł do liceum, miałam osiem lat. Choć mój przyjaciel miał bardzo dużo nauki, często ze mną przebywał. Pamiętam, że któregoś dnia pomagał mi nawet przygotować się do szkolnego przedstawienia, w którym grałam motyla.
- Jesteś najpiękniejszym motylem świata, kruszynko - powiedział, kiedy stanęłam przed nim w moim stroju.
- Tylko dlatego, że ty jesteś moimi skrzydłami - odrzekłam z usmiechem, pokazując swoje motyle skrzydła, na których napisany niewprawnym pismem widniał napis "TOM". O mało nie przewrócił się wtedy ze śmiechu. Potem poszedł na studia i tak jak postanowił studiował geografię. Miał wtedy 20 lat. Szybko jednak rzucił studia i poddał się nowej pasji - muzyce. Wyjechał do Londynu. Wprowadziłam się tam tydzień po nim, bo mama dostała awans i świetną posadę w jednym z tamtejszych sądów. Miałam 11 lat. Okazało się, że ja i Parker mieszkamy na tej samej ulicy! Z tą różnicą , że moje mieszkanie było na samym jej końcu, a dom chłopaka - na początku. Potem mój przyjaciel poszedł na przesłuchanie do zespołu i... udało mu się! Wprowadzili się do niego koledzy z zespołu, a ich kariera zaczynała nabierać rozmachu. Dwa lata później ich piosenki były juz znane na całym świecie. W międzyczasie Tom poznał Kelsey. Zakochali się w sobie, po jakimś czasie zostali parą. Bałam się, że w tej sytuacji Parker o mnie zapomni. Na szczęście nic takiego się nie stało. Często u niego nocowałam, zaprzyjaźniłam się z jego kolegami, dziewczyną. Nie było dnia, którego bym z nimi nie spędziła. Mama często wyjeżdżała, prawie nigdy nie było jej w domu. Tom zabierał mnie wtedy do siebie. Wpadałam do niego w drodze do szkoły i na wszelkie inne okazje. I w pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać. Za bardzo polubiłam tego chłopaka. Kiedy był w pobliżu działo się ze mną coś dziwnego, jakieś dziwne łaskotanie w brzuchu nie pozwalało mi się na niczym skupić. A potem Tom i Kelsey zostali parą. Nie dawałam po sobie poznać, jak wiele brunet dla mnie znaczył z obawy, że mnie wyśmieje i nasza przyjaźń się skończy. Dla niego byłam przecież tylko młodszą siostrą.
Dziś mam 17 lat i chodzę do jednego z londyńskich liceów. Nie znalazłam tam swojej bratniej duszy i przebywanie w szkole to dla mnie prawdziwy koszmar. Tym bardziej dlatego, że połowa dziewczyn zazdrości mi tak dobrego kontaktu z The Wanted, a druga połowa chce mnie zabić, za rzekomy romans z Nathanem, Jayem lub wpisz właściwe. Moje życie nie należy więc do łatwych, ale na szczęście mam kogoś kto mnie kocha i zawsze wspiera - tych pięciu idiotów, którzy nazywają się The Wanted.
__________________________
No to prolog za nami. Mam nadzieję, że się spodobało ;) Jeśli tak, to miło by było, żebyście zostawiły komentarz. Wiecie, tak dla motywacji :)
Wasza Jul <3
- Co tam masz, maleńka? - spytał mnie największy z nich, kierując swój wzrok w stronę mojej lalki.
- Prezent od tatusia - powiedziałam przyciskając do siebie mówiące cudo.
- Od tatusia mówisz - zaśmiał się razem ze swoimi towarzyszami. Wciąż stałam bez ruchu, usilnie przyciskając do siebie lalkę, tak jakby mogłaby mi pomóc przezwyciężyć cały strach. "Pomóż mi", prosiłam w myślach.
- Szefie można by to rozebrać na części - przemówił tymczasem kolejny z chłopców, przygladając mi się. Bałam się. Tak strasznie się bałam. W najbliższej okolicy prawie nikogo nie było. Nie zdołalabym im tez uciec, bo złapaliby mnie z łatwością. Lalki też nie miałam zamiaru oddawać - jako dziecko, które widywało się z własnym ojcem raz do roku, traktowałam prezent od niego jak prawdziwy skarb.
- Hymmm... Oddaj lalkę - powiedział do mnie łagodnie, wyciagając ręce po zabawkę. Odsunęłam się od niego na kilka kroków.
- Nie - powiedziałam twardo i pokręciłam głową. Wszyscy trzej znowu przyjrzeli mi się z lekkim politowaniem. Nic dziwnego. Pewnie każdy na moim miejscy dałby in co chcą. Nie ja. Nie prezentu od tatusia.
- Lepiej zrób, o co Cię prosimy - załozył ręce na piersiach i kpiaco uniósł lewą brew. Pokręciłam głową.
- No to trudno - odrzekł na to szef bandy - Sami ją sobie weźmiemy... - uśmiechnął się zlowieszczo do swoich kolegów i wszyscy trzej zaczęli wolno sunąc w moim kierunku. Zamknęłam oczy, wciąż mocno przyciskając zabawkę trzęsącymi się, chudymi rączkami. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie bardzo bolało. I własnie wtedy usłyszałam jego głos.
- Ej! - krzyknął za moimi plecami - Ładnie to tak znęcać się nad słabszymi? A może spróbujecie ze mną, co? - stanął obok mojego lewego boku. Spojrzałam na niego wyciagając szyję ku górze. Był dosyć wysoki, szczupły. Miał krótkie czarne włosy, modnie przycięte. Na jego prawym ramieniu zwisał plecak. Widywałam go już wcześniej. Chodził do gimnazjum naprzeciwko podstawówki do ktorej uczęszczałam. Chyba był w ostatniej klasie. Zawsze przebywał sam. Na przerwach chodził do parku - gdzie usilnie nad czymś rozmyślał, słuchając śpiewu ptaków, ukrytych w konarach pobliskich drzew. Chyba był typem samotnika - podobnie jak ja. Chłopak wciąż dzielnie stał z mojej lewej strony. Dzieci, które przed chwilą próbowały mi wyrwać zabawkę, odsuwały się powoli, ze strachem w oczach. Nie zwracałam na nich już większej uwagi pochłonięta wlepianiem swoich piwno - zielonych oczu w chłopaka, który mnie uratował. W mojego bohatera.
- Nic Ci nie zrobili? - spytał mnie, gdy niebezpieczeństwo zniknęło, swoim lekko zachrypniętym głosem. Kiedy odwrócił twarz w moim kierunku, zauważyłam, że znajduje się na niej kilka blizn, które dodawały chłopakowi uroku. Prześwietlałam go od góry do dołu, aby mieć całkowitą pewność, że z jego strony też nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. I choć coś tam w środku podpowiadało mi że nie, to zasada którą wpoili mi rodzice, aby nie ufać absolutnie nikomu, jednak wzięła górę. Chłopak westchnął i usiadł na obręczy piaskownicy, zrzucając plecak z ramienia. Powoli przysunęłam się do niego, wciąż łapczywie chwytając swoimi mądrymi oczyma, widok jego orzechowych oczu. To właśnie po oczach poznawałam ludzi. Potrafiłam wszystko z nich wyczytać. Tym razem też mi się to udało. W jego oczach dostrzegłam energię i pogodę ducha, tłumioną przez smutek i zmartwienie. Zrobiło mi się go żal. Widział, że mu się przyglądał i tylko westchnął.
- Co mała, boisz się mnie? - spytał wlepiając oczy w swoje buty i rysując coś nogami w piasku.
- Nie! - pospieszyłam z odpowiedzią. Podniósł głowę. Chyba zdziwił się gwałtownością tego jednego słowa. Lekko uniósł prawy kącik ust w przyjaznym uśmiechu. I to sprawiło, że coś we mnie pękło - wszelkie obawy uleciały wysoko jak kolorowa bańka mydlana, która ma prawo istnienia przez kilka kruchych chwil, a potem bezpowrotnie rozpryskuje się na tysiące malutkich kropelek.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - znów obrzucił mnie pytaniem.
- Ja...Bo ty... Ładnie wyglądasz - wreszcie się uśmiechnęłam, ukazując szereg białych zębów. On też się zaśmiał - krótko, ale bardzo radośnie. Poczułam, że bardzo powoli, szczęście w tym chlopaku wypiera jego smutek.
- Ja? Chyba coś Ci się pomyliło, kruszyno. Ja nigdy nie wyglądam ładnie - uśmiechnął się jakby sam do siebie, znów zajmując się swoimi butami. Przytulając swoja lalkę, wciąż mu się przyglądałam. Było tak, jakby mnie nieświadomie zahipnotyzował. Obrócił twarz w moją stronę.
- Jak ci na imię?
- Kathryn - zarzuciłam do tyłu moje czarne loki, które uniemożliwiały mi kontakt wzrokowy z rozmówcą - A ty?
- Tom - odrzekł z uśmiechem.
- Ile masz lat? - chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej.
- Piętnaście. A ty siedem, prawda? - kiwnęłam głową. Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że jest czarodziejem - Może lepiej już chodź - powiedział, wstając i zakładając sobie plecak na lewe ramię - Pewnie twoi rodzice się martwią. Odprowadzę Cię - oczy mi się zaświeciły. Nie czułam się już tak samotna.
- Naprawdę?
- Co: naprawdę?
- Odprowadzisz mnie do domu? - uniosłam głowę, żeby lepiej do widzieć. Uśmiechnął się ukazując zęby.
- A pewnie, że tak!
Zaprzyjaźniliśmy się. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu - właściwie to do dzisiaj nie wiem dlaczego chciał go ze mną spędzać - był dla mnie jak starszy brat. Zajmował się mną, pomagał w nauce. Moi rodzice bardzo go polubili, mój tata zaraził go swoim hobby - geografią. Wtedy tez Tom postanowił, że będzie ją studiował. Kiedy miał szesnaście lat, nauczył się grać na gitarze. I to zupełnie sam! Byłam z niego bardzo dumna. Kiedy poszedł do liceum, miałam osiem lat. Choć mój przyjaciel miał bardzo dużo nauki, często ze mną przebywał. Pamiętam, że któregoś dnia pomagał mi nawet przygotować się do szkolnego przedstawienia, w którym grałam motyla.
- Jesteś najpiękniejszym motylem świata, kruszynko - powiedział, kiedy stanęłam przed nim w moim stroju.
- Tylko dlatego, że ty jesteś moimi skrzydłami - odrzekłam z usmiechem, pokazując swoje motyle skrzydła, na których napisany niewprawnym pismem widniał napis "TOM". O mało nie przewrócił się wtedy ze śmiechu. Potem poszedł na studia i tak jak postanowił studiował geografię. Miał wtedy 20 lat. Szybko jednak rzucił studia i poddał się nowej pasji - muzyce. Wyjechał do Londynu. Wprowadziłam się tam tydzień po nim, bo mama dostała awans i świetną posadę w jednym z tamtejszych sądów. Miałam 11 lat. Okazało się, że ja i Parker mieszkamy na tej samej ulicy! Z tą różnicą , że moje mieszkanie było na samym jej końcu, a dom chłopaka - na początku. Potem mój przyjaciel poszedł na przesłuchanie do zespołu i... udało mu się! Wprowadzili się do niego koledzy z zespołu, a ich kariera zaczynała nabierać rozmachu. Dwa lata później ich piosenki były juz znane na całym świecie. W międzyczasie Tom poznał Kelsey. Zakochali się w sobie, po jakimś czasie zostali parą. Bałam się, że w tej sytuacji Parker o mnie zapomni. Na szczęście nic takiego się nie stało. Często u niego nocowałam, zaprzyjaźniłam się z jego kolegami, dziewczyną. Nie było dnia, którego bym z nimi nie spędziła. Mama często wyjeżdżała, prawie nigdy nie było jej w domu. Tom zabierał mnie wtedy do siebie. Wpadałam do niego w drodze do szkoły i na wszelkie inne okazje. I w pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać. Za bardzo polubiłam tego chłopaka. Kiedy był w pobliżu działo się ze mną coś dziwnego, jakieś dziwne łaskotanie w brzuchu nie pozwalało mi się na niczym skupić. A potem Tom i Kelsey zostali parą. Nie dawałam po sobie poznać, jak wiele brunet dla mnie znaczył z obawy, że mnie wyśmieje i nasza przyjaźń się skończy. Dla niego byłam przecież tylko młodszą siostrą.
Dziś mam 17 lat i chodzę do jednego z londyńskich liceów. Nie znalazłam tam swojej bratniej duszy i przebywanie w szkole to dla mnie prawdziwy koszmar. Tym bardziej dlatego, że połowa dziewczyn zazdrości mi tak dobrego kontaktu z The Wanted, a druga połowa chce mnie zabić, za rzekomy romans z Nathanem, Jayem lub wpisz właściwe. Moje życie nie należy więc do łatwych, ale na szczęście mam kogoś kto mnie kocha i zawsze wspiera - tych pięciu idiotów, którzy nazywają się The Wanted.
__________________________
No to prolog za nami. Mam nadzieję, że się spodobało ;) Jeśli tak, to miło by było, żebyście zostawiły komentarz. Wiecie, tak dla motywacji :)
Wasza Jul <3
czwartek, 15 sierpnia 2013
Bohaterowie ♥
Kathryn Beyland
Data urodzenia: 17/03/1996
Znak zodiaku: Rak
Wzrost: 171cm
Matka: Elizabeth Looper - Beyland, sędzia
Ojciec: Philipe Beyland, dziennikarz, podróżnik
Przyjaciółka Tom'a Parker'a. Mieszka w Londynie razem z matką ( jej rodzice są po rozwodzie, ojciec podróżuje ). Uczy się w londyńskim liceum. Jest jedynaczką.
Thomas Anthony Parker
Data urodzenia: 04/08/1988
Znak zodiaku: Lew
Członek brytyjskiego boysbandu The Wanted. Mieszka w Londynie razem z kumplami z zespołu.
Zespół The Wanted - (od lewej) Tom Parker , Jay McGuiness, Siva Kaneswaran , Nathan Sykes i Max George.
Daniel Candall
Kolega z klasy Kathryn.
Subskrybuj:
Posty (Atom)